Przyjmij moją opinię i oceń ją sam
Z jej pokrętnością i słabymi stronami
Czego chcą ode mnie moi kompani?
Chcieli, żebym mówił, ja wolałem milczeć
Między nami istnieje ogromna przepaść
Oni idą swoją drogą a ja swoją
Abu al-Ala
Dwie rzeczy popchnęły mnie do podyktowania tej książki: pierwszą z nich było podpisanie przez nas traktatu z Anglikami w Londynie i Konwencji z Montreux, oraz przywrócenie Egiptowi – w dużej mierze – nadziei na osiągnięcie zewnętrzej i wewnętrznej suwerenności.
Czułem podobnie jak inni Egipcjanie, zwłaszcza ludzie młodzi – pomimo dzielącej nas różnicy wieku – że Egipt rozpoczyna nową epokę w swoim życiu i jeśli odzyska prawa, ciążyć na nim będą poważne obowiązki.
Największe wrażenie zrobił na mnie ten prosty gest wykonany w zeszłym roku przez grupę młodzieży uniwersyteckiej, która zwróciła się do intelektualistów i liderów opinii z zapytaniem o to, jakie obowiązki ma Egipt po podpisaniu traktatu z Anglikami. Poprosili nas oni o naświetlenie im tych spraw i pouczenie ich w kwestii obowiązków. Odbyliśmy z nimi szybką rozmowę na tyle, na ile pozwalalały nam czas i praca. I na ile zdołaliśmy się zastanowić w pędzie życia mijającego z prędkością błyskawicy.
Ja także rozmawiałem z tymi młodymi ludźmi, choć nie byłem przekonany, czy to wystarczyło. Nie wiedziałem, czy udało mi się wskazać im to, co powinienem i czy udzieliłem im odpowiednich rad. Narastało we mnie przekonanie, że nasze obowiązki względem kultury i edukacji po odzyskaniu niepodległości są znacznie bardziej poważne i złożone niż to, o czym zdołałem im opowiedzieć pewnego dnia lub wieczora – już nie pomnę – podczas godzinnego spotkania w jednej z sal Uniwersytetu Amerykańskiego. I że zarówno kultura, jak i edukacja wymagają większego wysiłku, głębszego namysłu i bardziej szczegółowych badań. Obiecałem sobie, że podejmę ten wysiłek, poświęcę się badaniom i wezmę na siebie ten ciężar. Ale nie poinformowałem ich o mojej decyzji, martwiąc się, że okoliczności życiowe uniemożliwią mi wypełnienie obietnicy – a nie ma dla mnie nic gorszego niż składanie młodzieży obietnic, których nie mógłbym wypełnić.
Druga sprawa to fakt bycia oddelegowanym przez Ministerstwo Oświaty do reprezentowania go na Kongresie Narodowych Komisji ds. Współpracy Intelektualnej, który odbył się latem ubiegłego roku w Paryżu, oraz przez uniwersytet do reprezentowania go na Kongresie Edukacji Wyższej w Paryżu tego samego lata. Obserwowałem je i uczestniczyłem w tym dialogu. Brałem także udział w innych kongresach odbywających się w tym samym miejscu i czasie. Spędziłem niecały miesiąc niczym student wytrwale i systematycznie uczęszczając na zajęcia i wykłady.
Wszystkie te kongresy poświęcone były pewnym aspektom kultury. To, co zobaczyłem i usłyszałem, wzbudziło w mojej duszy myśli, emocje i nadzieje, które musiały zostać utrwalone. Chciałem je wykorzystać do wypełnienia mojej obietnicy złożonej młodzieży.
Po powrocie do Egiptu byłem zobowiązany przedłożyć Ministerstwu Oświaty i uniwersytetowi sprawozdanie z Kongresu Edukacji Wyższej i Kongresu Narodowych Komisji ds. Współpracy Intelektualnej. Nic łatwiejszego dla uczestnika kongresu niż złożenie sprawozdania tym, którzy go tam wysłali. To kwestia zwyczaju i wymogów. Nie chodzi o to, że ktoś to będzie czytał, lecz o to, żeby zostały napisane. I nie o to, że opinie w nich zawarte mają być studiowane pod kątem poprawności i wdrażane. Ale o to, by przechować je w jakimś zakamarku w jednym z ministerialnych pokoi i by móc do nich pewnego dnia wrócić, lub by spoczywały tam po wsze czasy!
Sprawozdania jednak nie złożyłem, ani Ministerstwu Oświaty, ani uniwersytetowi, gdyż warunki życia politycznego w Egipcie odciągnęły uwagę Ministerstwa Oświaty i uniwersytetu od czytania i przechowywania sprawozdań, a mnie od ich sporządzania. Pocieszałem się jednak w duchu, że jest coś lepszego niż zajmowanie się sprawozdaniami – to spełnienie obietnicy złożonej młodzieży uniwersyteckiej, której im nie wyjawiłem.
Mówiłem sobie, że spełnienie jej będzie kosztowało mnie więcej czasu i wysiłku niż napisanie jednego czy dwóch sprawozdań. Będzie za to bardziej przydatne i w efekcie powstanie obszerna książka, której egzemplarz złożę Ministerstwu Oświaty zamiast sprawozdania, a ono zrobi z nią to samo, co zrobiłoby ze sprawozdaniem, jeśli zostałoby mu przedłożone. Tę samą metodę zastosuję wobec uniwersytetu, który zrobi z nią to, co robi z dziesiątkami składanych mu co roku sprawozdań, których kopie rozdawane są członkom Rady Uczelni do zapoznania się z nimi lub zignorowania ich.
Mimo to książka zdobędzie rozgłos i będzie czytana przez ludzi wykształconych – tych, którzy mają powiązania z władzą, jak i tych, którzy trzymają się od niej z daleka. Zarówno akademicy, jak i nie akademicy znajdą w niej opinię Egipcjanina na temat obowiązków Egiptu względem kultury po odzyskaniu niepodległości. I niezależnie od tego, co się o nim mówi lub myśli, nie będzie go można posądzić o brak miłości do kraju i oddania egipskiej młodzieży.
I kto wie! Być może książka w całości lub części zyska przychylność tych, którzy zajmują się sprawami edukacji i może zrealizują oni niektóre z zawartych w niej postulatów. Inni będą jej być może – w całości lub części – nieprzychylni i będą ją krytykować, co wywoła jedną z tych produktywnych dyskusji, których owocem jest często prawda. W każdym razie dowiedzie ona młodym ludziom, że ich nauczyciele i ojcowie, którzy są dla nich czasem surowi, innym razem przymuszają ich do wysiłku i częstokroć okazują grubiaństwo, robią tak, ponieważ ich kochają, tak samo jak kochają siebie lub nawet bardziej, i troszczą się o ich dobro. Ogromnie się starają, by młode pokolenie zapewniło Egiptowi chwałę, honor, łaskę i dobrobyt, których nie udało się urzeczywistnić starszemu pokoleniu.
Nic więc dziwnego, że dedykuję tę książkę młodzieży uniwersyteckiej jako wyraz mojej miłości i szczerego oddania.
Morzine, 31 lipca 1938 r.
Tematem, który chcę omówić, jest przyszłość kultury w Egipcie, któremu przywrócono wolność poprzez odrodzenie konstytucji, oraz godność poprzez odzyskanie niepodległości. Żyjemy w czasach charakteryzujących się tym, że to co określa się jako wolność i niepodległość, nie jest celem samym w sobie, do którego dążą ludzie i narody, a jest raczej środkiem do celów wyższych, trwalszych, szerszych i bardziej praktycznych.
Wielu ludzi w wielu państwach na ziemi żyło jako narody wolne i niepodległe, ale ich wolność i niepodległość na nic im się zdały. Nie uchroniły ich przed atakiem innych narodów cieszących się wolnością i niepodległością, którym jednak one nie wystarczały i które nie postrzegały ich jako celu ostatecznego, ale umiejscowiały je obok innych – mianowicie cywilizacji opartej na kulturze i nauce, potęgi z nich płynącej oraz bogactwa, które produkują. Gdyby Egipt nie lekceważył, dobrowolnie lub pod przymusem, swojej kultury i nauki, nie utraciłby wolności i niepodległości i nie musiałby prowadzić zaciekłej i chwlebnej walki o ich odzyskanie.
Nie warto żałować tego, co minęło, ponieważ nie można tego zmienić. Lepiej cieszyć się ze zwycięstwa, które stało się naszym udziałem w tej długiej i mozolnej walce, która doprowadziła nas do odzyskania niepodległości, przywiedzenia cywilizowanego świata do przyznania jej nam i przyjęcia nas do Ligii Narodów razem z resztą wolnych i szanowanych narodów. Takie nastawienie zwiększa zapał i nadzieję.
Dobrze jest się cieszyć, ale nie wolno się tym zadowalać i zaprzestać działań. Nadzieja nie powinna odwracać naszej uwagi od pracy. Nie powinniśmy także napawać się wolnością i niepodległością, uznając je za rzecz oczywistą. W zamian należałoby potraktować je tak, jak traktują je narody wysokorozwinięte – jako środek do doskonalenia się i jeden ze sposobów wzrostu. Nie powinny nas one powstrzymywać od dalszej aktywności, lecz w jej kierunku popychać oraz pobudzać i wzmacniać ambicje.
Nie wiem, czy jest coś, co niepokoi mnie bardziej niż nasza nowo zdobyta wolność i niepodległość! Martwię się, że nas one zwiodą i zdobywszy je, pomyślimy, że dotarliśmy do końca drogi, chociaż jesteśmy zaledwie u jej początku. Niepokoję się, ponieważ niosą one ze sobą poważne konsekwencje, przede wszystkim dla nas, a w dalszej kolejności dla cywilizowanego świata.
Najbardziej boję się, że nie docenimy tych konsekwencji lub ocenimy je niewłaściwie. Że przegramy z powodu zaniedbań w sferze infrastruktury czy braku stanowczości i powagi w podejściu do niej. Cofniemy się, zamiast iść do przodu i podupadniemy, zamiast się rozwijać. A niepodległość i wolność będą miały dla nas negatywne skutki, choć powinny przynieść nam wszelkie dobro.
Boję się także, że ogólnie Europejczycy, a zwłaszcza nasi angielscy przyjaciele, którzy będą śledzić nasze niepowodzenia, wszystko nam wytkną. Być może wyolbrzymią nasze przewiny i niedostatki, jakkolwiek nie byłyby one błahe, i powiedzą: domagali się niepodległości, trudzili siebie i ludzi, a gdy ją w końcu zdobyli, nie zasmakowali jej nawet, lecz nie wiedzieli jak z niej korzystać.
Boję się tego wszystkiego i pragnę, jak każdy wykształcony Egipcjanin, który kocha swój kraj i zależy mu na jego godności i dobrej opinii jego mieszkańców, by nasze współczesne życie odpowiadało naszej dawnej chwale. A także tego, by nasze dzisiejsze czyny potwierdzały nasze zdanie o nas samych w chwili, gdy zażądaliśmy niepodległości, oraz zdanie narodów cywilizowanych w momencie, gdy nam ją przyznawały i okazywały życzliwe przyjęcie podczas spotkania w Genewie.
Nie chcę także, jak każdy wykształcony Egipcjanin, który kocha swój kraj i zależy mu na jego godności, byśmy napotkawszy Europejczyka, czuli że istnieją pomiędzy nami różnice pozwalające mu na traktowanie nas z zarozumiałością i lekceważeniem. W rezultacie sami sobą pogardzamy i akceptujemy tę arogancję i wyniosłość, które rzekomo nie wyrządzają nam krzywdy.
Rzeczą najbardziej nienawistną dla człowieka szlachetnego, który pragnąłby odczuwać dumę i godność, jest bycie zmuszonym do przyznania, że jeszcze na nie nie zasłużył.
Niech każdy Egipcjanin stara się oszczędzić sobie i swojemu narodowi tej hańby. Sposobem na to jest stanowczy i poważny stosunek do naszych spraw – już od dziś – oraz odrzucenie bezużytecznych słów na rzecz skutecznych czynów. I rozpoczęcie budowania naszego nowego życia uczciwą i owocną pracą opartą na solidnych fundamentach.
Jestem jednym z ludzi najmniej karmiących się iluzjami i fałszywymi wyobrażeniami, które do niczego nie prowadzą. Żywię przekonanie, że tylko Bóg potrafi stworzyć coś z niczego. Ludzie natomiast nie mogą i nie są w stanie tego zrobić. Dlatego wierzę, że nowy Egipt nie zostanie wymyślony, może być jedynie oparty na Egipcie starożytnym i odwiecznym. Przyszłość kultury w Egipcie będzie przedłużeniem, adekwatnym czy udoskonalonym, jego skromnej i nadwątlonej teraźniejszości.
Z tego powodu lubię myśleć o przyszłości kultury w Egipcie tylko w świetle jego dawnej przeszłości i bliskiej teraźniejszości – ponieważ nie chcemy i nie potrafimy zerwać z nimi łączności. Tylko opierając nasze przyszłe życie na życiu przeszłym i teraźniejszym, możemy oszczędzić sobie wielu niebezpieczeństw wynikających ze spekulacji, błędnych kalkulacji, ulegania iluzjom i dawania się ponieść marzeniom.
Prawdziwie poważna kwestia, którą musimy rozwikłać ponad wszelką wątpliwość, jest następująca: czy Egipt jest częścią Wschodu czy Zachodu?! Nie chodzi mi oczywiście o wschód i zachód w sensie geograficznym, lecz kulturowym. Może się bowiem wydawać, że na ziemi istnieją dwa rodzaje kultur bardzo się od siebie różniących i połączonych zajadłym konfliktem, które stykają się ze sobą jedynie w okolicznościach wojny. Obie te kultury mają starożytną naturę, przy czym jedną z nich odnajdujemy w Europie, a drugą na Dalekim Wschodzie.
Możemy sformułować tę kwestię jaśniej: czy umysł egipski w swoich wyobrażeniach, percepcji, rozumieniu i osądzie rzeczy ma charakter wschodni czy zachodni?! Krótko mówiąc – co jest łatwiejsze dla egipskiego umysłu: zrozumienie Chińczyka i Japończyka czy Francuza i Anglika?! Należałoby to ustalić, zanim przejdziemy do podstaw, na których powinniśmy budować naszą kulturę i edukację.
Wydaje mi się, że najłatwiejszym sposobem wyjaśnienia tej kwestii jest cofnięcie się w historii umysłu egipskiego do jego epok najdawniejszych, a następnie podążanie wraz z nim poprzez jego długą, trudną i zawiłą historię aż do chwili obecnej. Pierwszą rzeczą, jaką zauważamy w historii Egiptu, jest to, że nie wiemy, czy pomiędzy nim a Dalekim Wschodem istniały trwałe i stabilne relacje, które miały wpływ na jego myślenie, politykę czy systemy gospodarcze.
Nie sądzę, aby badacze historii starożytnego Egiptu mogli wskazać zabytki archeologiczne lub teksty, które świadczyłyby o istnieniu we wczesnych epokach powiązań pomiędzy Egiptem a Dalekim Wschodem. Można co najwyżej mówić o podejmowaniu takich prób pod koniec epoki faraonów – choć historia prawie milczy na ich temat – które mogłyby wskazywać na nieśmiałe i ostrożne zapędy Egipcjan w kierunku eksplorowania wybrzeży Morza Czerwonego. Nie sądzę także, by mogło to być coś więcej niż ambicje gospodarcze motywowane płodami rolnymi Indii i krajów południowoarabskich. Powzięto w tym zakresie pewne kroki, ale nie były one kontynuowane i nie zbudowano żadnych kontaktów, które mógłyby wywrzeć głębszy wpływ na myślenie, politykę czy gospodarkę.
Nie sądzę więc, aby związki pomiędzy starożytnymi Egipcjanami a krajami wschodnimi wykraczały poza kontakty z Bliskim Wschodem, czyli Palestyną, Lewantem i Irakiem – a więc Wschodem znajdującym się w basenie Morza Śródziemnego. Nie ulega wątpliwości, że związki starożytnych Egipcjan z tymi krajami były silne, trwałe i w dużym stopniu uregulowane. Miały także ogromny wpływ na życie intelektualne, polityczne i gospodarcze wszystkich tych krajów.
Legendy egipskie głoszą, że bogowie Egiptu przekroczyli egipskie granice i wyruszyli cywilizować ludy Wschodu. Historia starożytnego Egiptu mówi nam, że egipscy królowie niekiedy rozciągali nad nimi swoją władzę i że Egipt był narażony na pewne niebezpieczeństwo polityczne z ich strony. Mówi nam ponadto, że Egipt był w tamtych wiekach główną siłą stanowiącą o równowadze politycznej i gospodarczej nie tylko w relacji z tymi krajami, ale także z innymi, będącymi kolebką europejskiej cywilizacji, której powiązania z Egiptem chcemy prześledzić.
Stratą czasu i daremnym wysiłkiem byłoby dowodzenie kontaktów pomiędzy Egiptem a starożytną cywilizacją egejską, a także cywilizacją grecką w jej wczesnych wiekach czy w epoce jej rozkwitu i prosperity od VI wieku przed Chrystusem do czasów Aleksandra. Już uczniowie w szkołach wiedzą, że kolonie greckie zakładane były w Egipcie przez faraonów przed pierwszym tysiącleciem p.n.e. I że pewien oddalony nieco od Egiptu naród wschodni, czyli Persja, najechał na Egipt i odebrał mu władzę pod koniec VI wieku przed Chrystusem. Egipt jednak nie zamierzał poddać się obcemu władcy ze Wschodu i stawiał zaciekły opór do czasów rządów Aleksandra, już to z pomocą greckich ochotników, już to przymierza greckich polis.
Znaczenie tego wszystkiego jest jasne, a mianowicie takie, że umysł egipski nie miał poważnych związków z umysłem Dalekiego Wschodu. Nie łączyły go także harmonijne stosunki z umysłem perskim – żył z nim w stanie wojny i konfliktu. Utrzymywał natomiast regularne znaczące i owocne kontakty z krajami Bliskiego Wschodu z jednej strony, z drugiej zaś od najwcześniejszych wieków ustanowił współpracę i pokojowe współżycie w dziedzinie sztuki, polityki i gospodarki z umysłem greckim.
A zatem jest rzeczą oczywistą, że jeśli umysł egipski od czasów najdawniejszych podlegał jakimś wpływom, były to wpływy kultury śródziemnomorskiej, i jeśli czerpał korzyści z jakiejś wymiany kulturowej, była to wymiana z ludami basenu Morza Śródziemnego. Europejczyk uśmiechnie się tylko, gdy mu o tym powiemy, gdyż ma to dla niego pierwszorzędne znaczenie. Natomiast Egipcjanin czy Arab ze Wschodu będzie zaprzeczał temu faktowi w zależności od poziomu wykształcenia i kultury.